KARTA CHOROBY
Kiedy
miałam 7 lat, moja starsza o 6 lat siostra zaczeła nosić okulary,
Wszyscy jednym głosem mówili, że to zasługa genów, gdyż nasz tata od
wielu lat miał problemy z krótkowzrocznością i siatkówką.
Powrócę
na chwilę do mojej siostry - łączyły nas dosyć trudne siostrzane
relacje. Ja ta młodsza goniłam za nią jak tylko potrafiłam. Ewa już
czytała, ja też chciałam, zresztą cokolwiek by nie robiła, ja chciałam
to samo. Wydaje mi się, że pewną rolę odegrała tu też zazdrość o uwagę
rodziców, bo gdy siostra jechała z nimi do okulisty, ja tez chciałam
jechać, być w centrum uwagi. Pamiętam, że prosiłam nawet mamę o to, czy
mogłbym nosić okulary ,,zerówki". Chciałam nosić okulary, więc moje
życzenie spełniło się dosyć szybko. Około pół roku później realnie ich
potrzebowałam. Szybko rosłam, a wada razem ze mną. I tak dorobiłam się
-8,5. Nie powiem, żeby noszenie okularów stanowiło dla mnie rzecz nie do
zniesienia, prawdę powiedziawszy byłam z tym pogodzona. Okulary stały
się dla mnie ważną częścią mojego życia, nie rozstawałam się z nimi na
krok. Pierwsze, co robiłam po przebudzeniu to zakładałam okulary, a
ostatnią czynnością było ich zdjęcie. W nich pływałam, ćwiczyłam,
robiłam fikołki. Przez całe 18 lat nigdy ich nie zgubiłam, po prostu
były ze mną zawsze. Nieśmiała chęć poprawy wzroku zaczynała we mnie
kiełkować dopiero na studiach, kiedy zainteresowałam się surową dieta i
zdrowym stylem życia.
PRZEŁOM
Jednak
prawdziwy przełom miał miejsce dokładnie 25 września 2014 roku w Rosji,
nad Morzem Czarnym, w miejscowowości Dżanhot. Jest tam przepiękna
kamienista plaża, z wysokim klifem i zapierającymi dech w piersiach
widokami, a my wraz z dzień wcześniej złapanymi na stopa znajomymi,
postanowiliśmy zobaczyć to piękne miejsce w drodze na jeden z
największych ekofestiwali w Rosji - ,,Wozrożdenie''. Oczywiście nie
mogliśmy odmowić sobie kąpieli. I stało się to bardzo szybko, fala zmyła
mi okulary z oczu. Zaskoczyłam sama siebie swoją reakcją, bo po
krótkiej próbie odnalezienia ich, zaczęłam się szczerze śmiać i cieszyć,
że po raz pierwszy w moim życiu zgubiłam okulary i dojrzałam do tego,
żeby je zgubić. Ogarnęła mnie wręcz euforia. Poczułam, że to jest
moment, żeby zacząć poprawiać wzrok. Tego samego dnia dotarliśmy na
festiwal. To jest naprawdę wyjatkowe miejsce, nad górską rzeką Żane,
znajdują się tam wodospady, źródełka i dużo dolmenów. Przy tym był to
festiwal - a więc było mnóstwo ciekawych ludzi: Iwan Carewicz ze swoim
bajkowym kramem, mieszkańcy ekowiosek z całej Rosji, wielu bardów,
masażystów, wróżbitów różnej maści, anastazjowców, słowiańskich ludków,
starowierców itp. Od pierwszego momentu poczułam, a może sobie wmówiłam,
że to miejsce po prostu nie przyjęło mnie w okularach. Ludzie bardzo
ochoczo dzielili się ze mną wiedzą dotyczącą leczenia wzroku -
usłyszałam o Norbiekovie, o Żdanovie, o Szyszko i o Batesie (o nim już
coś wcześniej słyszałam), ale także spotkaliśmy ludzi, którzy poprawili
wzrok za pomoca cwiczeń. Zaczęłam każdego dnia ćwiczyć (jak umiałam i co
wiedziałam, tak ćwiczyłam) i miałam odczucie, że każdego dnia widzę
lepiej. Nawet przez chwilę nie pomyslalam wtedy, żeby założyć zapasową
parę okularów. Tak, mialam zapas, co zresztą było równie intrygujące i
symboliczne, bo zostały mi one wciśnięte przy odjeździe przez mojego
tatę, a ja jeszcze na odchodne mu powiedziałam, że generuje w moim życiu
takie wydarzenie, że faktycznie stracę okulary.
Pewnego
dnia festiwalu, siedząc przy dolmenach (dolmeny to w ogole temat na
innego posta, bo te ,,kamienne domki" są naprawrdę intrygujące),
poczułam chęć zostawienia swoich zapasowych okularów w tamtym miejscu.
Dosłownie poczułam coś takiego, że to wspaniale, że potrafiłam okulary
zgubić i cieszyć się tym, że mam okazję do widzenia bez nich, ale teraz
czas na moją decyzję, to ja teraz z własnej woli mogę z nich
zrezygnować. I zrobiłam to. Do tej pory jestem pod wrażeniem tej decyzji
- daleko od domu, w podroży autostopem po Rosji, bez okularów, z wadą -
8,5. W ,,pogrzebie" moich okularów uczestniczył Radek, a całkiem
nieoczekiwanie również dwoje innych ludzi - zafascynowany Polakami syn
pisarza Asowa (piszacego historię Słowian) i nasza znajoma z innego
ekofestiwalu - Łada. To ona opowiedziała mi w tej ,,uroczystej chwili"
swoją niesamowitą historię. Kiedy była dzieckiem żelazny opiłek wpadł
jej do oka i musiała poddać się operacji. Po zabiegu jedno oko miało
bardzo dużą wadę, prawie nic na nie widziała. Zlecono jej noszenie
okularów, mało tego lekarz powiedział, że już nigdy nie będzie normalnie
widzieć. Łada nie chciała jednak nosić okularów i z dziecięcym zapałem i
uporem po prostu nie zakładała okularów, chowala je, gubiła,
zostawiała. Nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że są jej potrzebne.
Obecnie jako blisko trzydziestolatka ma doskonały wzrok, a pomiędzy
jednym a drugim okiem nie ma różnicy w widzeniu. Ostatniego dnia
festiwalu, zostałam zaczepiona przez mężczyznę, który przekazał mi
bardzo ciekawy sposób na to w jaki sposób wspomóc leczenie wzroku. Wziął
dwa ziarenka nieprażonej kaszy gryczanej i przykleił je na wewnętrzną
część mojego kciuka. Codziennie nakazał zmieniać ziarenka. Jednego dnia
należy przykleić plasterek na prawym kciuku, drugiego na lewym. Po 10
dniach zrobić 3 dni przerwy. Okazało się, że są to meridiany wątroby
(funkcjonowanie wątroby jest łączone ze wzrokiem), a w akupresurze
punkty te odpowiadają oczom. Najlepszy jest do tego taki najzwyklejszy
plaster płócienny. Z braku takiego, użyłam taki, jaki miałam.
Plaster przyklejamy na wewnętrzną część kciuka |
W
takim to duchu udało mi się pożegnać z okularami. W ogóle, w Rosji
wszyscy wierzyli, że mi się uda. Sytuacja jednak zmieniła się tuż po
powrocie, czyli w końcu października. My z naszym stylem życia i
nabytymi w Rosji doświadczeniami dla naszych rodzin byliśmy kompletnie
odrealnieni. Wciąż było mi mówione, że psuję sobie wzrok, że jestem
ślepa, że mi się nie uda, że ,,ja nie wierzę''. Prawdę powiedziawszy
trudno tu kogokolwiek winić, bo kto w naszym społeczeństwie ma wiedzę na
temat alternatywnego leczenia wzroku, a poza tym sama moja postawa też
pozostawiała sobie wiele do życzenia. Przede wszystkim zamiast robić
swoje - wchodziłam w dyskusję, chciałam wszystkim udowodnić na swoim
przykładzie, że się mylą. Trudność zaklimatyzowania się tutaj po
powrocie z podróży, a ostatecznie wizyta u okulisty mnie bardzo
zdołowały. Straciłam motywację do ćwiczeń i na powrót zaczęłam nosić
okulary. Żeby nie zakończyć tak pesymistycznie, powiem, że w
międzyczasie odwiedziliśmy naszych znajomych i spotkała nas miła
niespodzianka - ćwiczyli wzrok, zafascynowani Norbiekovem, ale o nich
napiszę może w innym poście, a może oni sami się wypowiedzą.
BILANS PIERWSZEJ PRÓBY
-1,5 miesiąca bez okularów
- mogę funkcjonować bez okularów, jest to dla mnie obecnie o wiele łatwiejsze niż wcześniej
- wiele na ten temat się dowiedziałam, spotkałam ciekawych ludzi, usłyszałam mnóstwo inspirujących historii
- obecnie chodzę na codzień w minus siódemkach i nie sprawia mi to żadnego problemu
- obecnie chodzę na codzień w minus siódemkach i nie sprawia mi to żadnego problemu
- ja po prostu już teraz wiem, że każdy jest zdolny do widzenia bez okularów
BŁĘDY
Popełniłam
jednak kilka błędów. Znałam ćwiczenia, ale nie wiedziałam tak naprawdę
jak to robić. Przetrenowywałam oczy, za malo robiłam ćwiczeń
rozluźniających, nie miałam też takiej radosnej postawy. Próbowałam
bronić się przed niedowierzaniem w sposób agresywny, oceniająco,
próbując coś innym udowodnić. W pewnym momemencie też zaczęlam narzekać
na dyskomfort chodzenia bez okularów. Błędem, choć wiele mnie uczacym,
była również wizyta u okulisty. Przekonałam się, że najważniejsza jest
praca nad postawą - prosty kręgosłup, wiara we własne możliwości,
uśmiech, spokój, radość i akceptacja siebie i innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz