wtorek, 24 listopada 2015

17.) Bilans akcji samoleczenia wzroku

Moja dosyć szeroko zakrojona akcja samoleczenia wzroku trwa już od wiosny. Przez ten czas intensywnie ćwiczyłam oczy i naprawę wiele się dowiedziałam. Wraz z powstaniem tego bloga i przeniesieniem tutaj postów dotyczących samoleczenia wzroku odczułam potrzebę podsumowania tego, co zrobiłam, tego, co wyszło, a co nie.

UDAŁO MI SIĘ...

Udało mi się zdjąć okulary. Kiedy jestem u siebie właściwie nie potrzebuję już okularów. Nie widzę co prawda super dobrze, wciąż mój świat jest zamglony, ale potrafię normalnie funkcjonować. Do komputera, kiedy wyjeżdżam do miasta lub zapomnę ich zdjąć;) używam okularów o mocy - 4 dioptrie. I prawdę powiedziawszy też w nich nie odczuwam stuprocentowego komfortu. Może dlatego, że moja wada nie zmniejszyła się jeszcze o połowę (startowałam od -8,5), a może po prostu okulary zamówione przez internet nie są odpowiednio dobrane, może to kwestia innych parametrów niż dioptrie, a może to kwestia po prostu okularów, których nie chcę już nosić. Ciężko stwierdzić, gdyż nie podjęłam się badań okulistycznych od tamtego czasu i na to się nie zanosi. Jestem jednak pewna, że widzę lepiej niż na początku mojej drogi. 
Dowiedziałam się wielu rzeczy na temat alternatywnych metod leczenia nieprawidłowego widzenia, napisałam kilka artykułów na ten temat i poznałam ciekawych ludzi. Zaczęłam też pisać i nagrywać swoje afirmacje. W ogóle zaczęłam używać dyktafonu, co bardzo mi się przydaje. To na pewno odczytuję na plus.

NIE UDAŁO MI SIĘ...

Popełniłam jednak pewne błędy. Przylgnęłam do idei ćwiczeń i tego, żeby wszystko robić zgodnie z zaleceniami, co powodowało u mnie pewne napięcie i nie służyło mi to najlepiej. Teraz wiem, że potrzebuję o wiele więcej relaksu oczu, nawet kosztem ćwiczeń. Kolejna sprawa to moja zewnętrzna motywacja. Skupiłam się tak bardzo na tym, żeby promować ideę samoleczenia wzroku, pisałam mnóstwo na blogu, motywowałam się tym, że obiecałam codziennie pisać i często informować o swoich postępach. Było to skuteczne tak długo, jak tylko miałam dostęp do komputera i Internetu, Kiedy tylko były awarie komputera, albo brak dostępu do sieci, moja motywacja spadała i ,,nie chciało mi się". A z racji tego, że od późnej wiosny intensywnie poszukiwaliśmy ziemi to całe miesiące byłam poza wirtualnym światem i w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy, ćwiczenia przerwałam. Tak bardzo skupiłam się na takiej motywacji zewnętrznej, że zapomniałam o najważniejszym - o sobie. Teraz już wiem, że nie chcę nikomu niczego obiecywać, nie chcę organizować akcji samoleczenia wzroku. Teraz chcę po prostu siebie poznawać. Zdałam sobie sprawę, że jakiekolwiek niedomaganie, jakakolwiek choroba to swoista rozmowa z Bogiem, to indywidualna sprawa, która służy do rozwoju świadomości dotkniętego cierpieniem człowieka. Nie chcę już niczego nikomu udowadniać, chcę być sobą i pracować nad moją krótkowzrocznością dla siebie. W dalszym ciągu chcę się jednak dzielić tym, czego się dowiaduję, stąd ten blog. Nie będę jednak podporządkowywać siebie pisaniu, czy prowadzeniu bloga. Niech to blog nam wszystkim służy.
Nie miałam też okazji podejść do sprawy całościowo. Choć kilkakrotnie planowałam oczyszczanie wątroby i generalnie detoks całego organizmu, nie udało mi się tego przeprowadzić. Teraz wiem, że jest to ważny aspekt i nie chcę tego zaniedbać. 

* * * 
Podsumowując - jestem szczęśliwa, to wszystko, w co się zaangażowałam wiele mnie nauczyło i idę do przodu, wyciągając wiele wniosków z moich doświadczeń.

16.) Afirmacje

Ostatnio, odkąd tylko znalazłam dyktafon, zanurzyłam się w afirmacjach. Zaczęłam je sama pisać, a później się nagrywać pod muzykę. Raczkuję w tym temacie, może też powinnam być ambitniejsza i nagrywać się więcej razy, gdyż jeżeli chodzi o akcentowanie i dykcję nie zawsze mi to wychodzi. Niemniej jednak swoją chałupniczą metodą opracowałam AFIRMACJĘ DOBREGO WZROKU, którą chciałabym się z Wami podzielić. Przy okazji załączam tu nowszą wersję liczenia, potrzebną do ćwiczeń z tablicą wg Norbekova. Wzbogaciłam ją o piękną muzykę Yirumy pomiędzy seriami dla ćwiczeń rozluźniających, można wykonać więc całe ćwiczenie bez zatrzymywania. (patrz punkt 5).

Kilka miesięcy temu u mojej siostry wpadła mi w ręce książka Ewy Foley, a w niej bardzo ciekawy pomysł na afirmacje. Wykorzystujemy do tego tasiemkę, na której każda afirmacja to supełek. Nosząc taką bransoletkę czarujemy każdy dzień pięknymi myślami. Ja dodatkowo tekst tej afirmacji nagrałam i powstała AFIRMACJA SUPEŁKOWA.

Kolejna sympatyczna inspiracja od Ewy to gumka recepturka na nadgarstku, którą pstrykamy, kiedy pojawia się w naszej głowie coś negatywnego. Banalne i dzięki temu można wypstrykać swoje negatywne myśli.

Afirmacje można pobrać z mojego chomika z folderu AFIRMACJE natomiast udoskonalona wersja do ćwiczeń z tablicą znajduje się w folderze LECZENIE WZROKU METODĄ NORBIEKOVA, ĆWICZENIA.

Serdeczności!

15.) Dlaczego nie poddam się operacji wzroku

Ostatnio miałam ze znajomym ciekawą dyskusję dotyczącą tego, czy warto się męczyć, całymi miesiącami mobilizować się do ćwiczeń z celem poprawy wzroku w czasach, kiedy można poddać się operacji laserowej i w przeciągu trzech dni mieć wzrok doskonały. Prawdę powiedziawszy przeżyłam zawahanie, kurcze może faktycznie zbyt idealistycznie i naiwnie na to wszystko patrzę, zwłaszcza, że jak to w życiu zdarza się zniechęcenie i zmęczenie. Norbekov pisał o 0,25 dioptrii dziennie - mnie się takiej poprawy wzroku nie udaje osiągnąć, zwłaszcza, że nie zawsze udaje mi się regularnie ćwiczyć.
Patrząc jednak na te kilka miesięcy ćwiczeń, prób wsłuchania się w siebie i spojrzenia we własne wnętrze widzę jak bardzo się zmieniam. Zmieniło się moje podejście do życia, zdałam sobie sprawę, że nie umiałam odpoczywać, a oczy uczyły mnie relaksu, zaczęłam przyglądać się swoim relacjom, afirmować, odczytywać znaki i sygnały mojego ciała, które kiedyś nie były dla mnie czytelne. To bezcenny czas, który bym sobie odebrała powracając do dobrego wzroku skalpelem. 
Jakby na potwierdzenie tego wszystkiego wpadła mi w ręce książka pt. ,,Przez chorobę do samopoznania" Thorwalda Dethlefsena i Rudigera Dahlke. Zawarte jest w niej zupełnie inne podejście do zdrowia i choroby. Choroba nie jest tu czymś nienaturalnym, co trzeba zwalczać, choroba jest najdoskonalszym i najuczciwszym nauczycielem. Jakiekolwiek zaburzenia w naszym ciele pojawiają się jako skutek wypierania rozwoju duchowego i ma na celu nas do samorozwoju zmobilizować. Każda więc dolegliwość ma symboliczne znaczenie i można swoje zdrowotne niedoskonałości tłumaczyć niczym sny, dowiadując się często rzeczy, które wyparliśmy ze swojej świadomości. Samo leczenie, czy środkami farmakologicznymi, czy też metodami naturalnymi to tylko likwidowanie skutków i nawet podejście holistyczne medycyny alternatywnej nie rozwiązuje problemu, który w formie choroby, wypadku, spotkań, zdarzeń, myśli będzie do nas wracał dopóki nie rozwiniemy swojej świadomości, nie zintegrujemy w sobie tego, co uparcie wypieramy. ,,Tylko wtedy możemy odnieść korzyść ze swoich zaburzeń, jeśli pozbędziemy się myśli, że wszelkie upośledzenie jest czymś niemiłym, co trzeba w miarę możliwości zlikwidować lub w jakiś sposób zrekompensować. Musimy pozwolić chorobie, aby zakłóciła nam nasz utarty bieg życia, musimy pozwolić upośledzeniu, by przeszkodziło nam żyć dalej, tak jak żyliśmy dotychczas.Wtedy dopiero choroba stanie się drogą, która prowadzi nas do wyzdrowienia - ślepota może nas na przykład nauczyć prawdziwego widzenia i pozwolić osiągnąć wyższy stopień pojmowania świata,"

Oto dla przykładu podaję, co może symbolizować krótkowzroczność:



Takie podejście do choroby prowokuje do zadawania sobie pytań i rozwiązywania problemów na poziomie naszej świadomości i duchowości.