Zdałam sobie ostatnio sprawę z
czegoś bardzo ważnego, a uświadomił mi to Meir Schneider. Kiedy miał on 7 lat
lekarze nie widzieli żadnej szansy, aby mógł widzieć. Tymczasem on obecnie
widzi, najnormalniej w świecie funkcjonuje, prowadzi samochód.
Nasz organizm męczy się chorując.
Nasze oczy męczą się nie widząc. To nie jest naturalny stan naszych oczu i nasz
organizm będzie dążył do tego, żeby zdrowieć, a nasze oczy samoistnie będą
dążyć do tego, żeby widzieć. A więc, pozwólmy naszemu ciału nie chorować,
naszym oczom widzieć. Jedyne, co przeszkadza nam w zdrowieniu to my sami, nasze
niezdrowe, nienaturalne nawyki. To, co naturalne jest proste dla naszego
organizmu, nie męczy go.
Uświadomiłam sobie właśnie paradoks
w jaki wpadłam. Całe życie męczę się podtrzymując słabe widzenie, a w ostatnim
czasie męczę się próbując widzieć dobrze. I tak męczę się zamiast normalnie
funkcjonować, dać mojemu ciału czas na to, żeby wyzdrowiało, bo jest to dla
niego naturalne i bezwysiłkowe. I z dwojga: śmiechu i płaczu, wybieram śmiech
nad swoją głupotą.
Teraz już wiem, co robić, a raczej,
czego nie robić. Nie przeszkadzać. Cierpliwie, w błogości i relaksie dać mojemu
organizmowi tyle czasu, ile potrzeba, aby powrócił do normalnego
funkcjonowania. Męczyłam go długo swoimi wysiłkami, więc sprawiedliwie uzbrajam
się w cierpliwość być może, że na kilka lat. To już nie jest ważne. Ważne, że
zdałam sobie z tego sprawę i poraziło mnie to prostotą i prawdziwością.
I tak, teraz mam zamiar cieszyć
siebie i moje ciało każdą chwilą, pracą, relaksem, dobrym jedzeniem, wiadrem
zimnej wody na głowę, ćwiczeniami rozluźniającymi, tańcem, radosnym piskiem i
biegiem na boso, głębokim oddechem i dobrą postawą. Przecież to wszystko jest
bezwysiłkowe i naturalne.